
Reset bez spinki. Priorytety bez presji. I pizza, która znika szybciej niż backlog.
W świecie, gdzie push noty nigdy nie śpią, wyłączenie Slacka i wymiana biurka na las to upgrade, który podkręca kreatywność i pozwala zespołowi wyjść z trybu ciągłego firefightingu.
[_założenia_]
Asia odezwała się do nas na początku roku z briefem, który brzmiał jak dobrze napisany kod: zwięzły, klarowny i pełen konkretów. Jej 12-osobowy zespół na co dzień operuje między biurowymi firewallami a miejskim zgiełkiem, więc tym razem szukała czegoś, co pozwoli im „zrestartować system” w zupełnie innym środowisku — najlepiej zamienić szklane wieżowce na sosny, a korporacyjne korytarze na leśne ścieżki. Kluczowe było znalezienie miejsca, które umożliwi kreatywny team bonding bez sztampy, w trybie offline, z dużą dawką świeżego powietrza i przestrzenią do prawdziwego „debugowania” relacji w zespole.
Z Wawy chcieli wyruszyć rano w środę, a wrócić kolejnego dnia po wspólnym śniadaniu.
[_nasza realizacja_]
Zespół przyjechał do Stodoły Borucza 43 z konkretnym briefem: znaleźć miejsce, które pozwoli na chwilę przerwy od sprintów, codziennych calli i przelotnych stand-upów. Potrzebowali przestrzeni, w której da się złapać głębszy oddech i wypiąć się z systemu — choćby na kilkanaście godzin.
Po przyjeździe zespół szybko się „zalogował” — najpierw do kubków z kawą, domowego pieczywa, kreatywnych smarowideł i pieczonego camemberta z winogronami, limonką i jałowcem. Chwilę później, w ogrodzie ruszyło nasze stanowisko live cookingu — z profesjonalnym piecem gotowym do wypieku neapolitańskich klasyków i składnikami przygotowanymi do akcji. I wtedy na scenę wkroczył Maciek. Wystąpił gościnnie, ale z prawdziwym ogniem – założył zapaskę i pokazał, że w domowym crafcie pizzy nie ma sobie równych. Mozzarella, jalapeño, gruszki, spinata – wszystko lądowało na cienkim cieście z taką wprawą, że reszta teamu od razu przeszła z trybu „observer” do „consumer”. Klimat? Bardziej warsztat rzemieślniczy niż lunch serwisowy – z pasją, zapachem świeżych składników i pizzą, która znikała szybciej niż backlog w piątek po południu.


Popołudnie przyniosło konkretny debug emocji — najpierw siekiery. Axethrowing, czyli nasz mobilny klub latających ostrzy, wystawił dwa tory i dwóch prowadzących. Do tego cold crafty, muzyka w tle i śmiech rozchodzący się echem po brzozowym zagajniku. Zaraz potem – ogrodowe gry integracyjne. Sjoelen, Novuss, Culbuto, Cornhole. Żadnych monitorów, żadnych punktów kontrolnych. Tylko celność, refleks i śmiech w wersji unplugged.
Pomiędzy kulinarnymi przystankami i grami znalazł się też czas na wspólną pracę — prawdziwą kolaborację i wymianę pomysłów, które miały wytyczyć ścieżkę dalszej, wspólnej wizji zespołowej. Z dala od codziennego zgiełku i ekranów, w otoczeniu natury, myśli zespołu nabrały świeżości, a kreatywność dostała prawdziwego „boost’a”. Ta zmiana scenerii działała jak slow energizer — podnosiła poziom dopaminy, ładowała baterie motywacji i pozwalała spojrzeć na cele z nowej perspektywy, pełnej inspiracji i otwartości na wspólne wyzwania.
Wieczorem zespół przeniósł się do świata slow feastu — na kolację złożyła się sezonowa zupa, orientalna miska bulgogi i deser w wersji monoporcji, a wszystko podane tak, jakby ktoś znał bardzo dobrze Pinterest, ale gotował z serca. Lampki rozwieszone nad stołem, ciepłe pledy, wino i rozmowy aż do późnego wieczora. Dla wszystkich — cisza, która w Boruczy staje się osobnym uczestnikiem spotkania.
A rano? Stacja panini. Ciepłe włoskie kanapki z rozgrzanej prasy, kawa z automatu i ostatni moment na zebranie się do powrotu do rzeczywistości. Albo jak wolimy to nazywać — reboot systemu.

[_zakres + budżet_]
✅ 2 dni pobytu
✅ Oprawa kulinarna (śniadania, pizza, kolacja, panini)
✅ Axethrowing z prowadzeniem
✅ Gry ogrodowe
✅ ogród, strefa chill
✅ Obsługa i serwis kawowy non-stop
Budżet: 25-30k
[_to właśnie zrobiło różnicę_]
Maciek wcielający się w rolę pizzaiolo, poranny bieg przez las w odświeżającym wiosennym deszczu i opinia od jednego z członków zespołu: „(…) odwiedzamy wiele różnych dziwnych miejsc, ale to ma w sobie absolutny ‘hommade’ klimat, w najlepszym tego słowa znaczeniu”